poniedziałek, 13 czerwca 2011

Witam!

Długo nas nie było, ale szybciutko postaram się nadrobić zaległości. Nawet nie spodziewałam się, że tak wiele osób czyta tego bloga. Bardzo dziękujmy za zainteresowanie. 

Na początku chciałabym zacząć od akcji nakrętek. Kochani dziękuję Wam bardzo za zaangażowanie i za zbiórkę. Niestety nakrętki to lekkie tworzywo i mam nadzieję, że wytrwacie ze mną do końca. Tu moja ogromna prośba, dzwońcie lub piszcie do mnie jak zbierzecie duże ilości, ponieważ ja jestem przeważnie sama z jednym, bądź z trójką dzieci i nie zawsze mogę odebrać te nakrętki, a także każdy wyjazd samochodem wiąże się z kosztami. Jeżeli macie możliwość dowiezienia do nas tych nakrętek bardzo bym była wdzięczna. Jeżeli ktoś może zaangażować szkołę w swoim regionie i tam zbierać drobne ilości wyślijcie mi adres ja prześlę plakaty i ulotki związane z tą akcją.

Co tam u nas?
Mieliśmy mały kryzys w ostatnim miesiącu, ale wychodzimy na prostą . Mój organizm pomału odpuszcza i zawodzi. Czaruś też miał ziarninę przy rurce tracheostomijnej i musieliśmy przez sześć dni jeździć do szpitala na przypalanie kwasem srebra. To coś podobnego jak przypalanie kurzajek. Nie jest to przyjemne, ale trwa tylko chwilkę. Dziś jednak zaobserwowałam, że tej ziarniny jest jeszcze trochę i muszę znów udać się do lekarza. 

Jedna przykra wiadomość to taka, że Cezary nie zakwalifikował się na turnus rehabilitacyjny w Osieku, o którym pisałam w wcześniejszych postach. Podobno Czaruś nie spełnił wymaganych warunków, jakich? nie napisali. Wysłałam papiery do fundacji Polsat i czekam na odpowiedź w sprawie dofinansowania na indywidualne rehabilitacje. Zobaczymy, mam nadzieję, że tu przyjdą lepsze wiadomości.

Załączam kilka nowych fotek z życia Cezarego.
Tu Czaruś jest na zajęciach ze światłem. Te zajęcia stymulują wzrok Czarka do poprawnej pracy. Oczywiście z przesympatyczną Panią Agnieszką.





Po zajęciach ze światłem idziemy na zajęcia z Panem Krzysztofem. Zdjęcia robiła ciocia Karolina, pozdrawiamy.








 Nie zawsze ćwiczenia są przyjemne i muszę naprawdę się starać by różnymi metodami odwlec go od płaczu. Ale dajemy radę.



W między czasie zajęłam się wystrojem kościoła i znów miałam przyjemność bycia w Dylewie. Tym razem okoliczność była inna. Bierzmowanie. Tu dekoracja z samych kwiatów ciętych.





 To na razie wszystko. Za chwilę jedziemy do Ameryki na kolejne ćwiczenia. Na pewno na nowe wiadomości nie będziecie długo czekać.
Pozdrawiam.
Joanna Raczyńska, mama Czarka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz