wtorek, 13 grudnia 2016

Końcówka roku.

Listopad nie zaczął się dla nas zbyt dobrze.
No i zaskoczył nas. Niczym nie zapowiadające się nieprzyjemnymi wydarzeniami popołudnie. To miał być fantastyczny dzień, pełny nadziei na następny rok. Siódme urodziny Cezarego 🎁.
Dzień jak dzień. Od dwóch dni, czyli od środy Czarek jak często się zdarza miał infekcję w dużym słowa tego znaczeniu, ponieważ miał poprostu więcej wydzieliny. Czasami zdarzała mu się gorączka, ale w tym przypadku nic takiego nie miało miejsca.
Cały dzień Cezary miał bardzo dobry humor, jednak postanowiłam, że nie pójdzie tego dnia jak i poprzedniego do szkoły.
Dzień rozpoczęliśmy wylegiwaniem się w łóżku, pysznym śniadaniem, później zakupami, obiadem. Odwieźliśmy tatę Czarka do pracy i wróciliśmy do domu. I już wtedy zachowanie Czarka odbiegało od normy. Był blady i wykazywał wrażenie jakby zmarzł. Szybko opatuliłam go kołdrą, nalałam gorącej wody do termofonu i próbowałam go rozgrzać. Trwało to z 15 może 20 min. Nawet do głowy mi nie przyszło, że pociągnie to za sobą takie dramatyczne chwile.
Dzień już miał się ku końcowi. Właściwie była już noc. Wykąpani szykowaliśmy się do snu. I nagle Czarek zmienił wyraz twarzy, zrobił grymas. Głowa z oczami zaczęły wędrować w prawą stronę. Widziałam, że on sam nie wiedział co się dzieje, ale ciało zachowywało się jak chciało bez jego zgody. No i zaczął się atak padaczkowy. Na początku nie miałam pojęcia, że to właśnie atak. Był zupełnie inny niż wszystkie ataki przez te siedem lat. Był bardziej agresywny. Czarek zbladł, wykręciło mu twarz i naprawdę wyglądał źle. Byłam przerażona 😨. Po pół godzinie doszliśmy z mężem do wniosku, że wzywamy pogotowie. Nie mieliśmy w domu relanium, wlewki do odbytniczej. Nigdy nam nie była potrzebna. Tak naprawdę mieliśmy ten lek kilka razy jak Czarek był jeszcze malutki.

Atak był bardzo długi. Wylądowaliśmy w szpitalu dziecięcym w Ostródzie. Niestety dawka leku podana przez lekarza pogotowia, które do nas przyjechało nie pomogła po trzech godzinach Czarek dostał kolejną dawkę relanium dożylnie i zasnął...

To były najdłuższe cztery godziny przez te ostatnie siedem lat. Okropne cztery godziny w rozpaczy... Najgorsze myśli przelatywały mi przez głowę, okropne myśli...

Ranek był lepszy, dużo lepszy. Uśmiech na jego małej buźce, bezcenny. Pozostał jednak tak te prawe ściągnięcie głowy i oczy. Zupełnie nie mógł ściągnąć oczu do innej pozycji. Ten stan utrzymał się do trzech dni, a później było jak dawniej. Ale strach zmusza do refleksji...

Obecnie jesteśmy na turnusie w Bydgoszczy. Ten rok był skromny w turnusy, dlatego że Czarek chorował, zakup rotora (elektryczny rower) też uszczuplił jego budżet.

Wasz oddany 1% pozwolił nam zaplanować kolejny rok ćwiczeń i wyjazdów. Doszły nam nowe zajęcia rehabilitacyjne za które musimy dodatkowo dopłacać. Jest to komora termobaryczna. Godzina pobytu w niej to koszt 300 zł. Zalecane jest minimum 20 godzin jednego zabiegu. Może być przeprowadzony w ciągu 20 dni ale też w ciągu 10, ważne żeby w komorze chory przebywał minimum 20 godzin w krótkich odstępach. Koszt 6000 zł :-(. To więcej niż sam turnus. Obecny na którym jesteśmy to 7 900 do którego PCPR dołożył nam 2000 zł. W tej cenie jest 10 godzin komory.

Po długich rozmyślaniach podjęłam decyzję, że od następnego roku rezygnujemy z turnusów stacjonarnych. Zależy mi głównie na rehabilitacji, na zajęciach rozwijających i na tej komorze termobarycznej. Nie mam zielonego pojęcia czy tymi ćwiczeniami cokolwiek zdziałamy, ale nie pozostaje nam nic innego jak próbować i walczyć o to by Czarka mały mózg cały czas był zmuszany do pracy.Poza tym Czarek nie jest już taki mały i mamy od tego turnusu do dyspozycji samochód, więc jakieś zakupy są wykonalne. No mniemy nadzieję, że nie będzie chorował i wszystko pójdzie wedle planu.

Mamy już zaplanowane turnus na styczeń w Gacnie, ponieważ w styczniu jest też botulina w Zagórzu, a w marcu przyjedziemy do Bydgoszczy na tlen. Wykupimy gdzieś nocleg i zaoszczędzimy chociaż coś na następne ćwiczenia. Mimo wszystko to i tak Wasza zasługa, bez Waszej pomocy nie moglibyśmy niczego zaplanować, a tym bardziej zrealizować. Moja wdzięczność nie ma granic, to jest ogromne wsparcie z Waszej strony. Bardzo Wszystkim dziękujemy. Nie mam pojęcia czy starczy nam pieniędzy na następny rok, ale póki co to realizujemy na początek plan do marca.

Jest tyle momentów, które chciałbym opisać, tyle planów, marzeń i strachu. Jedne rzeczy wychodzą inne nie. A jednak z roku na rok zbieramy pieniądze, planujemy i jedziemy po kolejne marzenia i nadzieje. Czasami przykre jest to życie i nie jesteśmy w stanie wszystkiemu sprostać, ze wszystkim sobie poradzić, ale jednak cały czas próbujemy i mam nadzieję, że ten stan będzie trwać bardzo długo.

Dlatego korzystając z okazji cała nasza rodzina z Czarkiem na czele, chciałaby Wszystkim wiarkom i niedowiarkom, ludziom dobrej woli, rodzinom, innych schorowanym dzieciom i ich rodzicom, chorym ludziom i tym co są zdrowi, życzyć w te Święta dużo wiary, miłości, nadziei, spełnienia i ciepła. I żeby ten stan pozostał jeszcze długo po Świętach.

Wszystkich serdecznie pozdrawiamy.


Czarek i jego mama Joanna


środa, 22 czerwca 2016

Nowa terapia...

Witam wszystkich ciekawych i zainteresowanych historią Czarka. Podczas ostatniego IV Ostródzkiego Marszu dla Życia i Rodziny w Ostródzie, który odbył się 15 maja obecnego roku, wybrano i zbierano datki dla Czarka na jego rehabilitację. 
Mimo niesprzyjającej aury zebrano 1 027, 34 gr. Pieniążki zostały oczywiście przelane na konto fundacyjne syna.
Bardzo dziękujemy organizatorom, kwestującym, wolontariuszom i oczywiście wszystkim, którzy wsparli Czarka i przyczynili się do umożliwienia mu, być może, kolejnego wyjazdu na turnus rehabilitacyjny.
Przy okazji całej akcji udzielałam też wywiadu do publicznej wiadomości, ale niestety nie śledziłam całego przebiegu tego wydarzenia, ze względu i na zimno panujące wtedy i na nadmiar obowiązków. I być może mi coś umknęło... napiszę Wam co przedstawiłam, bo być może są w tych informacjach bieżące sprawy i sukcesy.
 
Jakby tu zacząć...

Nie chciałabym pisać całej historii choroby, bo tych informacji jest naprawdę dużo i co chwilę można by dopisać nowe. Postarałam się napisać w skrócie...
"Czaruś ma sześć lat i od sześciu lat walczymy ze skutkami niedotlenienia. Jego serduszko zatrzymało się trzy razy, w ciągu jego pierwszych trzech miesiącach życia. Wszystkie zatrzymania miały miejsce w szpitalu i mimo to niedotlenienia były bardzo odczuwalne dla syna.
Początki były bardzo trudne. Pogodzenie życia w szpitalach, szukanie przyczyn zatrzymania, stan zdrowia Czarka i rozłąka z rodziną (Czarek ma dwoje starszego rodzeństwa) były dla nas traumą.
Mimo, że początki były tragiczne, staraliśmy się z mężem od samego początku planować jego leczenie i rehabilitację. Priorytetem dla nas jest codzienna rehabilitacja, masaże, pionizacja, stymulacja, dotyk, dźwięk. I mimo, bardzo powolnej fizycznej poprawy, zauważyliśmy widoczną poprawę psychiczną. Czaruś otworzył się na otoczenie, nie płacze przy głośniejszych dźwiękach, dużo się śmieje i ogromny, ogromny plus: wykazuje zainteresowanie przedmiotem, zabawką i ewidentnie wyciąga do niej rączki. Może nie używa palców, ale jest chęć dotknięcia.
To jest ogromny sukces i ogromne dla nas szczęście, że mimo wszystkiego złego co go w życiu spotkało jest jakaś nadzieja.
Czaruś tak jak napisałam po niedotlenieniu, ma nabyte mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe, padaczkę lekooporną. I to kolejna nasza zmora, bo ataki są codziennie. Na szczęście pojawiają się raz do dwóch razów na dobę. Jednak ciągle wizyty i wyjazdy potrzebne do kontrolowania i ustawiania leków są bardzo częste.
U Czarusia leczymy też podwichnięte biodra, lekkie przykurcze, które pojawiają się na zgięciach łokciowych. Częste wizyty u stomatologa i wnętrostwo, czyli jądra, które chcielibyśmy w tym roku sprowadzić na odpowiednie dla nich miejsce. Czaruś ma wrodzoną wadę serca, jest po trzech cewnikowaniach, również w jego pierwszych trzech miesiącach życia.
Wszystkie wady, defekty wymagają lekarzy, specjalistów po kilkadziesiąt wizyt rocznie. Dochodzą turnusy i sprzęty, które jesteśmy zmuszeni kupować i zakup leków.
Jak my spostrzegamy jego chorobę? Raczej nie pytamy: dlaczego? Nie planujemy też przyszłości? Żyjemy tu i teraz, z wizyt na wizytę, z zajęć na zajęcia i cieszymy się uśmiechem i radością naszych dzieci. Dążymy, by syn co roku pojechał na turnusy rehabilitacyjne, załatwiamy potrzebne sprzęty i dowozimy na wizyty. Chcemy syna po prostu rehabilitować i leczyć, ile jest temu potrzeba. Umarłabym z rozpaczy, gdybym nie mogła jechać z dzieckiem do lekarza lub na turnus. Ja wiem, że nasze wsparcie i pomoc i nasza walka zaowocują. Nie chcemy walczyć rok, chcemy walczyć całe jego życie. Zwłaszcza, że on tego chce... umierał trzy razy. 
Żyje...
... i naszym zadaniem, jako rodziców jest zapewnienie mu jak najlepszego życia. Każdy kto jest rodzicem chce, by zdrowe dziecko się rozwijało, my chcemy by chore też szło do przodu – swoim tempem. On nam narzuca tempo, a my wiemy, że choroba nie ustąpi ani za rok, ani za 10 lat, tylko będzie z nim do końca.
A czego się boimy? Wszystko niestety oparte jest na pieniądzach. Każdy dwu tygodniowy turnus to koszt porównywalny do bardzo dobrych wakacji w ciepłych krajach dla całej rodziny, a najlepiej jakby Czaruś miał ich cztery rocznie. Staramy się nie myśleć o kolejnych latach, bo to kolejne duże pieniądze. Cały czas szukamy pomocy, wsparcia, ludzi, którzy by zechcieli nas wesprzeć. 
Nasze obecne życie to naprawdę ciężka praca, uczy nas cierpliwości, pokory i szacunku do życia. 
Strach jest:    ... o jutro..."

A tu dziewczyny malowały twarze dzieci na tym marszu i Czaruś też się załapał na taki malunek :-)
Krótko i na temat... ja wiem, że jest już spora liczba osób, którym historia Czarka momentami wychodzi bokiem, niestety ja nie przestanę o niego walczyć i być może nie wygram, i być może  nie osiągniemy zamierzonego efektu, ale będę umierała z pełną świadomością, że walczyłam i bardzo się starałam. 
A myśląc inaczej, a może moje starania właśnie przyniosą zamierzony efekt i właśnie on pokarze wszystkim zmartwionym rodzicom chorych dzieci, że jeżeli dziecko chce żyć to mysi ono też walczyć o swoje lepsze jutro, a my musimy mu w tym pomóc w ramach swoich możliwości.

Wracając do wnętrostwa... problem pojawił się już od samego zatrzymania krążenia, kiedy Czarek miał trzy miesiące życia. Nie mogliśmy wcześniej Czarka narażać na dodatkowe obciążenia. Nie wiedzieliśmy jak zareaguje na narkozę, jak będzie reagowały jego odruchy odksztuśne. Poza tym przeraża mnie sama myśl całej procedury przeprowadzenia tego zabiegu. Zostałam dosłownie poinformowana o pełnej intubacji, o pełnym znieczuleniu i o obciążeniu, o potrzebnym miejscu na OIOMie, przy tak obciążonym dziecku, itt. ... a do tego wszystkiego w Centrum Zdrowia Dziecka są strajki i nie wiem, czy uda nam się w tym roku rozwiązać zaistniały problem, który powinien być rozwiązany już dawno temu. Jeżeli nie zrobimy tych jąder to może być inny problem, ale już onkologiczny. A tego przecież nie chcemy. Musimy wybrać lepsze zło...

Ja????                jestem przerażona...

Przed wizytą w CZD...
.... gdzie wskoczyliśmy ledwo przed zamknięciem Klinik, udało nam się w ostatniej chwili zarejestrować i do urologa i do kardiologa, ponieważ potrzebna będzie także konsultacja kardiologiczna...
... byliśmy w Zagórzu na botulinie, ta wizyta odbyła się sprawnie i na temat. Nie było płaczu, ani krzyku, przynajmniej u Czarka, byliśmy i dumni z syna i zadowoleni, że szybko było to za nami. 

Miesiąc wcześniej byliśmy w Warszawie na prywatniej wizycie u dr Bonikowskiego, na konsultacji podwichniętych bioder. I była pochwała za minimalne polepszenie ich stanu. Chociaż ja osobiście nic lepszego w nich nie widzę, strach jak był tak jest i dalej traktujemy je jak "jajka". Staramy się dalej, by ich stan nie pogarszał się. 
No i  przy okazji wizyty, zabraliśmy całą rodzinę, czyli rodzeństwo Czarka na wycieczkę. Wszyscy postanowiliśmy coś w końcu zobaczyć w tej stolicy, bo jak na razie to tylko wizyta i do domu. Paliwo i tak wlane, droga przejechana, a że wizyta była dopiero na 18.30 to mieliśmy chwilę na przyjemności. Wybraliśmy Centrum Warszawy i Łazienki... przepiękne Łazienki...

Przez trzy miesiące wyjeździliśmy ortezy, na które mieliśmy zlecenie i wsparcie ze strony PCPR. Ortezy zamówiliśmy w firmie VIGO i niestety najbliższy punkt był aż w Gdyni. Wizyty osobiste. Firma wybrana z polecenia rodziców. Zresztą zawsze przed zakupem jakiegokolwiek sprzętu zbieram opinię innych rodziców chorych dzieci. Ortezy są precyzyjnie wykonane i jesteśmy bardzo zadowoleni z dokonanego zakupu. A do czego są mu one potrzebne? Przede wszystkim do pionizacji. Do tej pory Czarek miał profilaktyczne buty, które przy niepoprawnym nacisku niektórych mięśni stopy deformowały się, tzn. ulegały tym niepoprawnym naciskom, a ortezy są zupełnie plastikowe z osobną wkładką idealnie dopasowaną do stopy z ewentualnym zapasem na jej wzrost. Mają tak unieruchomić stopę by stała ona poprawnie.
Przy okazji wizyt w Gdyni kolejny punkt zwiedzania odliczony, tym razem Akwarium Gdyńskie. Super. Warto zwiedzać takie miejsca.



Co  jeszcze??? A niemalże najważniejsze. Nasz synek stracił pierwszego zęba. Wielkie, ogromne wydarzenie w naszym życiu. Takie naturalne. Bałam się jak będzie z tymi zębami, ale poszło dobrze :-D.

Taka kropka haha...

Jak pisałam na facebooku przez przypadek wylądowaliśmy na turnusie w Bydgoszczy, a nie w Małym Gacnie. I może dobrze, bo pewnie sama bym się na takie zmiany nie porwała. Podchodzę z ogromnym dystansem do zmian i nowych miejsc. Przyczyny są oczywiste: nie znam terapeutów, miejsca, warunków. Chociaż to jeden właściciel i dwa ośrodki pod tą samą nazwą, to zawsze inne miejsce i ludzie.
Wrażenia są pozytywne, aż tak pozytywne, że jedziemy tam we wrześniu. Przede wszystkim z jednego zasadniczego powodu: terapii tlenem. A dokładnie tlenoterapii hiperbarycznej. Mieliśmy darmową 15 minutową demonstrację. Musieliśmy ja i Czarek wejść do komory, poniżej na obrazku, która została szczelnie zamknięta. Dostaliśmy maski, przez które otrzymywaliśmy tlen i pod sprzężonym ciśnieniem wypełniającym całą komorę, musieliśmy tam po prostu leżeć. Efekt jak przy locie samolotem, albo  jak pokonujemy szybko dużą różnicę przestrzeni. Mnie bolało jedno, prawe ucho, ale przy innym razie może boleć drugie, albo nie musi nic boleć. To jest jedyny dyskomfort. Czaruś był w lekkim szoku, a później jak ciśnienie już schodzi to słychać ewidentnie szmery i szelesty w uszach. I on też to odczuwał, zauważyłam jak się lękał i odwracał głowę szukając kto to robił. 
A co to jest Tlenoterapia hiperbaryczna? W skrócie HBOT. Jest jedną z najbardziej skutecznych metod dostarczania tlenu do wszystkich komórek ciała. Polega na wykorzystaniu powietrza o ciśnieniu wyższym niż ciśnienie atmosferyczne i zawartości tlenu większej niż ta, jaka występuje naturalnie.
Podczas zabiegu tlen rozpuszcza się w osoczu krwi, płynie mózgowo-rdzeniowym, w limfie oraz w innych płynach ustrojowych w wyniku czego, obszary pozbawione dotychczas tlenu korzystają z jego ogromnych, leczniczych możliwości. Tlen z łatwością przekracza wszelkie fizjologiczne bariery w organizmie.
Przeciwzapalne działanie podwyższonego ciśnienia odgrywa ważną rolę w zmniejszaniu ryzyka rozwoju chorób.

Tlenoterapia hiperbaryczna jest to nieinwazyjna metoda leczenia różnych
chorób, stanów i urazów.

Naukowcy dowodzą, że dzięki zabiegom w komorze hiperbarycznej pacjenci mogą odzyskać znaczną część funkcji neurologicznych, które utracili na skutek udaru, urazu mózgu. Co najważniejsze – funkcje te można odzyskać nawet kilka lat po przebytym urazie. Doświadczenia były przeprowadzone na pacjentach po udarach.
Udar, uraz mózgu są głównymi przyczynami trwałych uszkodzeń mózgu, takich jak zaburzenia ruchowe, dolegliwości psychiczne czy utrata pamięci. Stosowane programy terapeutyczne i rehabilitacyjne usiłują pomóc pacjentowi, jednak najczęściej ich skuteczność okazuje się ograniczona.
Dr Shai Efrati z Uniwersytetu w Tel Avivie znalazł metodę przywracania wielu funkcji neurologicznych, co do których wydawało się, że zostały utracone dożywotnio. Pokładając nadzieję w leczniczą moc tlenu, dr Efrati i jego współpracownicy, zaprosili do udziału w doświadczeniu z HBOT pacjentów poudarowych.
komora hiperbaryczna - regeneracja neuronówWszyscy uczestnicy ucierpieli z powodu udaru na 6-36 miesięcy przed zabiegami. Leczenie obejmowało udział w 40 sesjach terapeutycznych (5 dni w tygodniu) w komorze hiperbarycznej w ciśnieniu 2 ATA. Każda z sesji trwała 90 minut, a pacjenci oddychali 100 % tlenem. Rezultaty okazały się bardzo obiecujące – funkcje neurologiczne i jakość życia wszystkich pacjentów poddanych terapii HBOT uległy poprawie, co korelowało z obrazami mózgu SPECT. Pacjenci mówili o takich korzyściach, jak ustąpienie paraliżu, lepsze odczuwanie czy odzyskanie funkcji językowych. Te zmiany najczęściej pozwalają pacjentom odzyskać utraconą niezależność i podejmować takie zadania, jak mycie się, gotowanie, wchodzenie po schodach czy czytanie książek.
Tlen przywraca życie neuronom
Dr Erfati mówi, że istnieją różne stopnie uszkodzenia mózgu. Neurony dotknięte dysfunkcją metaboliczną mają energię, by pozostać przy życiu, jednak nie na tyle, by wzbudzić elektryczne sygnały. Dzięki HBOT możemy zwiększyć dostawę energii do tych komórek.
Mózg konsumuje jakieś 20 % tlenu dostarczanego organizmowi, jednak taka jego ilość umożliwia by w danej chwili działało jedynie 5-10 % neuronów. Proces regeneracji potrzebuje dużo więcej energii. Dziesięciokrotny wzrost ilości tlenu podczas sesji HBOT dostarcza energii niezbędnej do odbudowy neuronalnych połączeń i stymulacji uśpionych neuronów umożliwiając proces regeneracji.
Chociaż badanie dotyczy pacjentów, u których udar wystąpił nie dalej jak 3 lata przed terapią, 
dr Erfati był świadkiem podobnych zmian u osób, u których uszkodzenie mózgu miało miejsce nawet do 20 lat wcześniej.
Dr Erfati jest przekonany, że bardzo wiele schorzeń neurologicznych jest wynikiem niewystarczającej dostawy energii do mózgu. Dzięki zastosowaniu tlenoterapii hiperbarycznej mamy szansę zahamować i cofnąć niekorzystne zmiany zanim dojdzie do pełnej demencji.


Połączenie terapii HBOT z odpowiednimi składnikami odżywiającymi mózg przynosi ogromne sukcesy. Powodem poprawy jest zmniejszenie stanu zapalnego i usprawnienie przepływu tlenu w mózgu.
Tlenoterapia obok innych, ważnych czynników wspomaga aktywowanie genu BDNF, odpowiedzialnego za proces neurogenezy – tworzenia się nowych neuronów mózgowych oraz ochronę już istniejących.

Pozytywne skutki:
•   polepszenie kontaktu wzrokowego,
•   poprawę umiejętności komunikowania się,  zwiększenie zasobu słownictwa,
•   większe zaangażowanie i współpraca przy  wykonywaniu różnych czynności,
     inicjowanie nowych zabaw i zadań,
•   rozumienie nowych pojęć i poleceń,
•   znaczna poprawa w zakresie rozumienia języka,
•   wzrost apetytu, zwiększona skłonność do  próbowania nowych potraw.
 
Zabiegi w komorze hiperbarycznej pomagają dotlenić mózg, poprawie ulega również jego ukrwienie. Terapia ta usprawnia proces eliminacji toksycznych substancji z komórek, tkanek i wszelkich narządów. Ośmiokrotnie zwiększa się ilość komórek macierzystych, zmniejsza się stan zapalny oraz redukuje wysoki poziom stresu oksydacyjnego – niezwykle wysokiego wśród dzieci autystycznych. Badania naukowe dowodzą, że zwiększa się również produkcja i optymalne wykorzystanie serotoniny. Terapia tlenem hiperbarycznym poprawia interakcje społeczne oraz zdolności sensoryczne.
Istnieje wiele badań klinicznych, na temat wpływu terapii hiperbarycznej na dzieci ze zdiagnozowanym autyzmem. Jednogłośnie stwierdzają one poprawę stanu zdrowia małych pacjentów.

„Nie mówimy oczywiście o wyleczeniu, ale o poprawie pewnych elementów zachowania, niektórych funkcji i jakości życia autystycznych dzieci” - mówi dr Dan Rossignol z International Child Development Resource Centre na Florydzie.

W jego badaniach brało udział 62 dotkniętych autyzmem dzieci w wieku od dwóch do siedmiu lat. Mali pacjenci korzystali z terapii tlenem hiperbarycznym w ilości po 40 godzin każdy. Ciśnienie w komorze zwiększono do zaledwie 1,3 atm, czyli do wartości niewiele większej od ciśnienia atmosferycznego ( jest to wartość zbliżona do tej, jaką uzyskuje się samolotach, tuż przed startem). Pacjenci oddychali zbliżoną składem do powietrza mieszanką gazową z nieco podwyższoną, 24-procentową zawartością tlenu. Po 40 sesjach, u 80 %  dzieci stwierdzono znaczną poprawę interakcji z otoczeniem, samokontroli i możliwości utrzymania kontaktu wzrokowego, przy czym stan 30% z nich polepszył się bardzo znacząco.

Wpływ tlenoterapii hiperbarycznej na schorzenia dotyczące ośrodkowego układu nerwowego:
•   redukcja obrzęku  mózgu,
•   zniesienie hipoksji  (niedoboru tlenu w tkankach),
•   poprawa metabolizmu  w tkankach nerwowych,
•   wpływ na proces  neurogenezy- tworzenia się nowych neuronów,
•   poprawa warunków  przepływu w mikrokrążeniu,
•   zwiększenie  przepuszczalności bariery krew-mózg,
•   ochrona już  uszkodzonych obszarów w tkance nerwowej,
•   ochrona przed  późnymi następstwami urazu mózgu,
•   usprawnienie  doenergetyzowania mózgu przez mitochondria.
 
  Zabiegi w komorze hiperbarycznej to jeden z najlepszych sposobów wspomagania leczenia NASZYCH dzieci.  Cierpią one w wyniku przeciążenia całego organizmu dlatego tak ważne jest aby, wspomóc każdy układ, przywrócić prawidłowe funkcjonowanie każdego organu, każdej tkanki. Tylko wtedy mali pacjenci będą mieli szanse odzyskać upragnione zdrowie.

Te doświadczenia były przeprowadzone na dzieciach z autyzmem, ale ja już sama przeprowadziłam wywiad i w pełni dzieci z MPD się na taką terapię kwalifikują. Czarek jest już zapisany na wrzesień, na 20 godzin w ciągu dwóch tygodni. Niestety koszt terapii nie jest wliczony w cenę turnusu, więc oprócz 5300 musimy mieć jeszcze 3000. plusem dla nas ogromnym jest fakt, że wspomogą nas PCPR, ale ja niestety mam w obecnej chwili tylko na Czarka pełny turnus. Wszystko zależy od 1%, który przekazaliście Czarkowi na nowy rok.

Oczywiście okolice ośrodka i tyle ile mogliśmy zwiedzić z Czarkiem, staraliśmy się po zajęciach odwiedzić. Było fajnie :-)


I na koniec praca Czarka w szkole na indywidualnych zajęciach.


Dziękujemy za poświęconą uwagę i pozdrawiamy Wszystkich serdecznie.
Joanna Raczyńska, mama Cezarego