poniedziałek, 1 grudnia 2014

Nowe pomysły.

W Gacnie napotkałam nowy temat. Dzieci, które nie chodzą jeszcze do szkoły, a są w wieku już wczesnoszkolnym ( jak Czaruś), mają przeciągnięte odroczenie wieku szkolnego. I placówka  do której dziecko ma uczęszczać załatwia nauczanie indywidualne, na prośbę rodzica oczywiście i cała rzecz polega na tym, że dziecko ma przewidziane zajęcia 10 godzin pedagoga, godziny rehabilitacji i półtora godziny zajęć z logopedą. Za te zajęcia płaci miasto. 

Nie ukrywam, że mam już dylemat. Ponieważ my mamy niecałe półtora godziny rehabilitacji, czyli trzy razy po 40-45 min zajęć z rehabilitantem, godzinę logopedy i pół godziny pedagoga. Chciałam cz Czaruś miał zajęcia z grupą dzieci, są to dzieci tak samo jak Czaruś upośledzone. Chciałam by miał zajęcia wśród nowych głosów i dźwięków. Teraz nie wiem, czy do końca zrobiłam dobrze, bo jednak wymaga tak samo intensywnej pracy pedagoga, jak i logopedy. Jedne zajęcia w tygodniu to jest zbyt mało, by coś osiągnąć, a na więcej mnie po prostu nie stać. I co mam zrobić w tym przypadku. Ta dziewczynka o której pisze mieszka w gminie.

Wiem, że niektórzy sądzą, że przesadzam, wymyślam, ale naprawdę mam to gdzieś. Jedni rodzą dzieci, bo tak trzeba i zbytnio się nimi nie przejmują, inni są zbytnio nadopiekuńczy. Ja uważam, że nie należę ani do jednej, ani do drugiej grupy. Kieruję się intuicją i wiedzą, jaką codziennie nabywam i codziennie walczę ze swoimi emocjami, i codziennie dumam jak to wszystko ze sobą godzić i skąd na to wszystko brać pieniądze. 

A może powinnam załatwić mu jednak nauczanie indywidualne w domu i mieć więcej godzin zajęć praktycznych, teoretycznych, rehabilitacje mamy i tak prywatną, pedagoga mamy tylko raz w tygodniu i raz w Orewie, a to jest zbytnio za mało. Muszę przeprowadzić jeszcze jeden wywiad środowiskowy i wybrać lepsze dobro...

Na pewno będą zmiany...

c.d. nastąpi ;)

Do zobaczenia
Joanna Raczyńska, mama Cezarego