Lato szybko minęło, a ja nie zdążyłam się nim
nacieszyć. Od września 2013 roku zaczęliśmy turnus w Ameryce i
dwa razy w tygodniu przez rok jeździliśmy na zajęcia. I ten turnus
właśnie się zakończył z wspaniałym efektem, bo z wypisanym
zaświadczeniem na upragniony rotor. Wiem, że to połowa drogi, bo
koszt rotora to ponad 20 000 tysięcy, ale jestem na początku drogi,
więc myślę na razie pozytywnie.
Jak wiecie, jesteśmy w Gacnie, niby planowo, ale do
ostatniej chwili nie wiedzieliśmy czy znajdzie się dla nas miejsce.
W niedzielę rano telefon, więc szybkie pakowanko i w drogę.
Czarek dzielnie ćwiczy, bez płaczu i pisku. To
dopiero początek turnusu, i on jest jednak do ćwiczeń
przyzwyczajony. Lżej jest też mi, że ćwiczenia przynoszą mu
jednak zadowolenie.
Turnus to rarytas, na który możemy sobie pozwolić
dzięki Waszym wpływom i 1%. Jest to jednak rozłąka z rodziną.
Niby rodzeństwo Czarka chodzi już do szkoły to ciągle źle znoszę
te rozstania. Z jednej strony my jako rodzice cieszymy się, że
Czarek ma tą możliwość bycia tu, na takim turnusie. Tu jest
naprawdę bardzo dobra opieka, zajęcia są ciekawe i przede
wszystkim przynoszą efekty. A z drugiej strony tęsknie... Staramy
się to ciągle z sobą pogodzić.
Nie chce się tu skarżyć, nie chce narzekać, bo
cieszę się, że Czarek ma takie możliwości. Z moją tęsknotą
muszę sobie poradzić, mam nadzieję, że rodzeństwo Czarka też
sobie z tym da radę.
Ośrodek jest położony w małej wiosce, gdzie są
pola uprawne, słychać z dala śpiewy żurawi, a po drugiej stronie
otoczony jest wysokim, sosnowym lasem. Spokój, cisza, mało ludzi,
mało aut.
To jest nasz trzeci turnus w tym roku. Jeszcze na
jeden planujemy w tym roku przyjechać, ale dopiero jak zostanie
zaksięgowany 1% za rok 2013. Myślałam nad tym jak napisać Wam
różnicę zajęć odbywających się w Gacnie od innych ośrodków.
Dlaczego ważne są takie wyjazdy dla dzieci niepełnosprawnych. Tu
zresztą są nawet dorośli po udarach, wypadkach, chorobach. Czarek
jest bardzo zadowolony, dziś mija czwarty dzień ćwiczeń, a on
jest uchachany i w ogóle nie widać u niego zmęczenia. Zajęcia ma
indywidualne, a on to bardzo lubi być w centrum uwagi :-), jedna
terapeutka go wymasuje inna ćwiczy z nim dwie godziny, ma pół
godzin zajęć z psem, piękną czarną labradorką Tajgą. Ma
zajęcia z terapii ręki, gdzie jest w pionizatorze, a rehabilitant
pracuje z jego rękoma i skupia się nad tym, aby jak najdłużej
trzymał głowę. Są zajęcia z logopedą, pedagogiem... Każdy z
nich skupia się nad jednym małym elementem. Walczymy o jego większą
siłę w trzymaniu głowy, w rozluźnieniu rąk i fajne jest to, że
sprawia mu to przyjemność. Widzę, że terapeuci chcą wykorzystać
poprawę jego świadomości i zaostrzyć jeszcze jego chęć
ciekawości, aby wyostrzyć jego zmysły i zaostrzyć "apetyt"
na życie.
Tu życie spowalnia, wszystko wydaje się realne i
możliwe do osiągnięcia, mimo że za oknem pada deszcz, wieje i
jest zimno. Chorzy też są różni, każdy ze swoją „małą”
tragedią stara się nie lamentować, tylko dać z siebie jak
najwięcej. Każdy reaguje odmiennie na swoją „krzywdę”, ale tu
panuje atmosfera rodzinna, wspieramy się i pomagamy tym którzy są
tu pierwszy raz, albo od niedawna borykają się z tragedią. Bo
każdy jest tu ze swoją tragedią, możemy jedynie czuć sami na
sobie czy jest ona aż tak wielka jak sobie do tej pory myśleliśmy.
Nie mam w domu tyle czasu, by częściej zasiadać i
dokonywać wpisów w tym blogu. Chciałabym aby wpisy były częstsze
i krótsze, aby odzwierciedlały bieżące odczucia, bo nie da się w
jednym wpisie zapisać tylu wydarzeń, chwil tych dobrych i tych
strasznych, bo ja już ich nie pamiętam. Szybko się regeneruje i
mimo że straszne chwile przeżywam do tygodnia, to później już o
nich zapominam i nie potrafię komuś stwierdzić, że coś jest nie
tak, bo już o tym zapomniałam. Liczy się tu i teraz.
Tak poza tym to ciągle mamy Vojtę prywatnie i
logopedę i teraz jeszcze pedagoga. Od września Czaruś chodzi do
zerówki dziesięć godzin tygodniowo, bo ma zajęcia indywidualne.
Rozłożyliśmy te zajęcia na trzy dni.
Byliśmy wczoraj i dziś na spacerze i na grzybach
jak się okazało :-).
W sobotę wracamy po zajęciach.
Pozdrawiam,
Joanna Raczyńska mama Cezara
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz